5 lipca 2013

Jak szybko zostać artystą? czyli moje rozważania o sztuce...



Świat to "Tłum", to rzesza ludzi, z których każdy jest indywidualnością (ponoć).
Ten "Tłum", ta konkretna rzesza ludzi z kolei, zalana jest innym "tłumem" - milionami rzeczy, wytworami ludzkich rąk i nie tylko, najróżniejszego gatunku i wartości, z których tylko niewielka ilość jest wystarczająco oryginalna/odmienna-piękna/brzydka aby przykuć uwagę na dłużej...
Tak samo, jak tylko znikoma część ludzi jest wystarczająco dużymi indywidualnościami, aby na tyle wyróżnić się z tłumu by dać się zauważyć, a jeszcze mniejsza z nich daje się po wyróżnieniu zapamiętać.
Taka wizja świata spaceruje w mojej głowie od jakiegoś czasu...

Człowiek w zasadzie tylko z natury jest tak naprawdę indywidualnością choćby z uwagi na niepowtarzalne cechy - cechy biometryczne (DNA, linie papilarne itp.), ale ludzi o podobnych usposobieniach, wyglądzie zewnętrznym czy nawet tworzącymi podobnie jest już więcej, więc w tym zakresie aż taką indywidualnością już każdy nie jest.

Kiedyś wszystkich i wszystkiego było mniej,  a co jeszcze ważne, nie było takich możliwości wymiany informacji i komunikacji, więc łatwiej było się przebić przez "tłum" (zwykle mocno ograniczony terytorialnie) mając trochę wyższe niż przeciętne umiejętności, zdolności, talenty....

W dzisiejszych czasach jest znacznie trudniej, ale też znacznie większa ilość ludzi w "Tłumie" tego wyróżnienia oczekuje i potrzebuje, biorąc sobie za wzór tych którzy już tego dokonali i o jakich ciągle słuchają, czytają, czy oglądają. To ich biografie, historie, przykłady prowokują w nich takie dążenia, tylko jak tego dokonać kiedy prawie wszystko (wszystko co człowiek do tej pory był w stanie wymyślić i pojąć) już się właściwie wydarzyło, powstało, stało....?

Oczywiście wiele jeszcze przed nami, ale biorąc po uwagę fakt, ile już jest za nami i że ilość niepoznanego i niestworzonego ciągle się zmniejsza, to szanse na takie wyróżnienie są znacznie mniejsze. Trzeba by dokonać naprawdę spektakularnego odkrycia, czy stworzyć jakiś wyjątkowy produkt/dzieło. Jakby na to nie patrzeć to w zalewie mnogości produktów wszelakiego rodzaju jest niestety coraz trudniej, a potrzebujących coraz więcej.

Znacznie prościej wyróżnić się z tłumu swoim kalectwem, brzydotą, skandalem, czy jakimkolwiek kontrowersyjnym zachowaniem (choćby rozebraniem do naga na środku ulicy) niż czymkolwiek innym. Ale czy takie wyróżnienie się, jest wystarczającym powodem  do wynoszenia na piedestał autora tego wyczynu?

Myślę sobie, że "SZTUKA" w dzisiejszych czasach staje się coraz mniej oryginalnym/znaczącym/wyróżniającym się elementem "TŁUMU" czyli tego zalanego świata...
Człowiek chcący być uznanym twórcą/ artystą za wszelka cenę, łapie się dokładnie takich samych metod wyróżnienia z tego tłumu. W jego mniemaniu nie ważne jak... ważne, że się w ogóle udało i z takiego podejścia niektórych być może częściowo swój początek wziął ten cytat....

"Są artyści, którzy tworząc stwarzają pozytywne wartości w życiu, i są ci, którzy najistotniej tworzą niszcząc życie własne, a nawet innych.”


Odbiorcy niestety zapamiętują takie incydenty i umniejszają znaczeniu "sztuki", której już zbyt często nie stać na "bycie ponad" i utrzymanie dawnej wartości .

Sztuka chyba przestaje mieć jakieś większe znaczenie i  z dnia na dzień traci na "wartości", żeby nie powiedzieć, że podupada. Mówiąc o wartości nie mam na myśli CEN jakie ludzie płacą, za dzieło uznane przez kogoś za dzieło sztuki. W tym momencie takie dzieło staje się towarem na sprzedaż, a jak wiadomo cena towaru zależy w największej mierze od aktualnego rynku,  od popytu, który w  dzisiejszych czasach jest nakręcany sztucznie, przez reklamę, przez tzw. "autorytety", które jak sama sztuka i wiele innych pojęć mocno się już zdewaluowały.  Ja rozumiem, że "sztuka" może wychodzić na ulice, może starać się być bardziej powszechna, może mieć  łatwiejszy dostęp pod tzw. "strzechy", ale.... ale niech to będzie rzeczywiście sztuka.

Tak, wiem, wiem... nie ma jedynej i słusznej, powszechnie uznanej definicji sztuki, ale jednak każdy z nas jakąś tam swoją wizję tej sztuki ma, a z pewnością większość się zgodzi, że jednak nie każdy wytwór, nie każdy produkt, nie każde dzieło stworzone przez człowieka, a już na pewno żadne, stworzone przez zaprogramowaną maszynę do dzieł sztuki zaliczyć nie można tak jak nie można zaliczyć do dzieł sztuki setnej czy tysięcznej wersji tego samego dzieła różniącej się od pierwotnej i każdej kolejnej mało znaczącym elementem.

Czy dziełem sztuki powinno nazywać się rzetelnie wykonaną kopię obrazu stworzoną przez zupełnie innego autora? Dla mnie to nie jest możliwe. W takim wypadku nigdy nie powiem o takim tworze dzieło sztuki, a co najwyżej że to rzetelnie wykonana kopia, ponieważ w tym dziele nie ma "twórczości własnej" jest tylko odtwórczość i zdolności kopiującego, ale nie ma własnej myśli, pomysłu, inwencji, przekazu itp.

Moja wizja sztuki  jest bliska teorii Sztuk Pięknych i XIX wiecznym poglądom odchodzącym od rzemiosła, a bardzo ściśle powiązanym z pojęciem twórczości , oryginalności, indywidualizmu i nowatorstwa  z dużym naciskiem na samych autorów, którzy "(według idealnego modelu) stają się artystami motywowanymi wewnętrznym przymusem tworzenia, czy też potrzebą wyrażenia uczuć, rozwiązania problemów własnych lub ogólnoludzkich, niedającymi się ograniczyć wyłącznie do funkcji dostarczyciela wrażeń estetycznych" a już tym bardziej nie twórcami masowo odtwarzającymi - kopiującymi czy zwyczajnie naśladującymi cudze dzieła. Co innego inspiracja cudzym dziełem, a co innego naśladownictwo, ale przy inspiracji, jeśli jest oczywista, też należy podać nazwisko i tytuł dzieła, z którego inspirację się czerpało bo w takim wypadku dla mnie jest jakby dwóch twórców.

Niestety, jak tak obserwuję to co się wokół mnie dzieje i co jestem w stanie wypatrzeć w świecie, to rzeczywistość wygląda zupełnie inaczej niż te wizje, które w sobie noszę od zawsze.
Dzisiaj artystą w zasadzie jest każdy, kto nauczy się choćby jednej z technik wystarczająco  dobrze by się trochę wyróżnić z tłumu, a jeśli ma szczęście i trafi mu się wśród publiki choćby jeden tzw. "autorytet" (nie ma znaczenia czy nim jest faktycznie i czy faktycznie się zna na sztuce, liczy się jego status w danym momencie) a do tego wybierze się "chodliwy temat" swej twórczości to można zostać "ARTYSTĄ" i w jednej sekundzie. Zresztą wystarczy dobry znajomy, przyjaciel czy ktokolwiek, kto ma ochotę wesprzeć takie poczynania i kolejny artysta już jest na liście w rankingu bardzo wysoko, nawet jeśli ODBIORCY, którzy się z takim dziełem stykają nie wykazują zainteresowania to przecież nigdy nie będzie powiedziane, że twórca czy jego protektor jest nijaki i serwują byle co, ale że odbiorcy są głupi i na sztuce się nie znają, bo powszechnie panuje opinia, że na sztuce znają się tylko Ci "lepsi" i wykształceni w tym kierunku.

Najlepszym rozwiązaniem, żeby szybko zostać artystą i wspiąć się na szczyt, jeśli ma się już protektora i trochę techniki, jest zdobyć odbiorcę, który będzie potwierdzeniem  i dowodem na opinie naszego poplecznika.

No ale jak zdobyć odbiorcę?

Bardzo prosto :)

Wystarczy wiedzieć czego w danym ludzie szukają/potrzebują i wstrzelić się w temat, ale jeden temat jest ponadczasowy. Temat bazujący na podstawowych potrzebach ludzkich, na pierwotnych instynktach
" instynkt definiowany jest jako wrodzona i dziedziczna zdolność zwierząt (łącznie z człowiekiem) do wykonywania ciągu zachowań napędzanych przez popędy, wywoływanych i kierowanych przez odpowiednie bodźce zewnętrzne, prowadzących do skutków koniecznych dla życia osobnika lub utrzymania gatunku"

Myślę, że myślący ludzie dobrze wiedzą o co chodzi...

2 komentarze:

  1. Gorzko...Dużo w tym prawdy... Tylko czy warto kruszyć kopię... Wokół tylu artystów...I tylu wielbicieli ich talentów... I tyle zakłamania... Jeszcze mnie czasem rusza... Ale czy warto walczyć z wiatrakami? Może dobrze, że są tacy, którym się chce? Pozdrawiam...

    OdpowiedzUsuń
  2. Bardzo gorzko Satyrku, ale tak to mi się jawi jak obserwuję rzeczywistość. osobiście wolałabym, by było inaczej, ale cóż aj mogę zmienić?
    Czy warto kruszyć kopię?
    Czy warto to czas dopiero pokaże, chociaż nie sadzę aby jedna skruszona kopia coś dała, jednak gdyby pojawiło się kiedyś więcej takich kopii to może zrodziła by się mała armia i ona byłaby w stanie, no ale...

    Tak naprawdę to myślę, że nikomu się nie chce. jednak za każdym razem kiedy spada kropla która przepełnia naczynie to przypomina się tekst który tu kiedyś tez zamieściłam

    "Kiedy przyszli po komunistów, nie protestowałem. Nie byłem komunistą.
    Kiedy przyszli po związkowców, nie protestowałem. Nie byłem związkowcem.
    Kiedy przyszli po Żydów, nie protestowałem. Nie byłem Żydem.
    Kiedy przyszli po katolików, nie protestowałem. Nie byłem katolikiem.
    Kiedy przyszli po mnie, nikt nie protestował. Nikogo już nie było."

    - Pastor Martin Niemöller, 1942, Dachau.

    Nie jestem tak wychowana i nie takie mam podejście do życia aby obojętnie przechodzić obok krzywdy, i odwracać głowę i udawać że nie widzę, że kopią leżącego...
    Czasami żałuje bo obojętność jest wygodniejsza i można lepiej spożytkować swoje siły...

    OdpowiedzUsuń

dziękuję za odwiedziny i każde słowo...