Ja nie odchodzę, kiedy trzeba,
choć nie wołają dawno mnie już,
to na wieszaku w przedpokoju
wisi pomięty mój kapelusz.
Gdy w twoim chłodzie się wygrzewam,
to jedno myślę coraz częściej:
że nie odchodzę, kiedy trzeba,
na twoje szczęście.
Ja nie odchodzę, kiedy warto,
zna mnie przydrożny czarny kot,
gram wciąż ta sama zgrana karta,
jak smutny wariat albo łotr.
Gdy w twoim chłodzie się wygrzewam,
to jedno myślę coraz częściej:
że nie odchodzę, kiedy trzeba,
na twoje szczęście.
Ja nie odchodzę, kiedy trzeba,
choć chcecie swój wyrazić zal,
choć wyciągacie kromkę chleba,
nie pora wracać już na bal.
Gdy w twoim chłodzie się wygrzewam,
to jedno myślę coraz częściej:
że nie odchodzę, kiedy trzeba,
na twoje szczęście.
Ja nie odchodzę i noc nie śpi,
choć szum nadziei dawno zasnął
i pociemniałe z niekochania
przecudne oczy moje gasną.
Gdy w twoim chłodzie się wygrzewam,
to jedno myślę coraz częściej:
że nie odchodzę, kiedy trzeba,
na twoje szczęście.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
dziękuję za odwiedziny i każde słowo...